Hetalia: Die neue Ordnung
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Vive la Républi... la France!

2 posters

Go down

Vive la Républi... la France! Empty Vive la Républi... la France!

Pisanie by Francja Nie Maj 24, 2015 2:31 pm

Karta zawiera śladowe ilości zwrotów, których lepiej nie cytować.
Ale po francusku, więc i tak brzmią ładnie.
Czytanie stanowczo odradza się ortodoksyjnym anglofilom.
Merci.

Nazwa państwa:
France
Bo jaka to teraz republika.

Imię i nazwisko:
Francis Bonnefoy
Imię oznacza po prostu Francuza. Dwuczłonowe nazwisko z kolei można przetłumaczyć jako „dobra wiara”.
Nie można zapomnieć, kim się jest, a dobra wiara miła każdemu zawsze.

Strona konfliktu:
Podbity przez Rzeszę
Ha-ha, prawda? No po prostu nie do przewidzenia.

Opis wyglądu:
Sama Francja jest aż zbyt piękna, uwodzi każdego swoim nieuporządkowanym urokiem. To już wiele nakreśla. A ty jak sobie wyobrażasz typowego Francuza? Bo ten egzemplarz jest na tyle wyjątkowy, że nie spełnia wielu stereotypowych oczekiwań.
Sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Że niby za mało, co? O nie, to perfekcyjne metr siedemdziesiąt pięć, wzrost wręcz stworzony dla ideału chodzącego po ziemi. Dla ścisłości, sto siedemdziesiąt pięć centymetrów, które przechadza się po drugiej stronie La Manche to idealny przykład przeciwności maestrii. Francis nie ma też jakiejś wybitnie dobrze zbudowanej sylwetki, ale do drobnych też się nie klasyfikuje. Lekki zarys mięśni wystarcza. Jego karnacja jest dość jasna, podchodząca pod mleczną, ale i to nie do końca, gdyż policzki posiadają urokliwy rumieniec. Rysy francuskiej twarzy dość ciężko określić. Miłe dla oka, to na sto procent, ale gdyby nie kilkudniowy – sumiennie przycinany, by się nie wymknął spod kontroli i nie szpecił – zarost… Cóż, jestestwo Francisa z jego lekko falowanymi pasmami w kolorze jasny blond sięgającymi do szyi, dużymi lazurowymi oczyma, całkiem uroczo zadartym nosem i prawie cały czas uśmiechniętymi ustami, można by było pomylić z kobiecym bytem. Żeby nie było tak idealnie – na jego twarzy możesz doszukać się kilku zmarszczek mimicznych. Ale kto by się tym zbytnio przejmował, przecież wszystko dodaje uroku!
Przechodząc do ubioru – na samym początku musisz wiedzieć, że każdy Francuz lubi dobrze wyglądać, a Francis nie stanowi żadnego wyjątku. Z byle powodu potrafi ubierać się wyjściowo. Właściwie w jego przypadku elegancja jest podstawą dobierania strojów. Ma sporą kolekcję ubrań, nie oszukujmy się. Ale czasy zrobiły z niego tak obrzydliwego materialistę, że im coś droższe i piękniejsze… tym głębiej jest chowane. Nie znaczy to jednak, że zrezygnuje z dobrego wyglądu, o nie! Teraz jednak łączy elegancję z wygodą. Najczęściej wybiera białe koszule, które z kilkoma rozpiętymi guzikami wręcz świetnie komponują się z czarnymi spodniami wepchniętymi w tego samego koloru buty. Oficerki, półbuty, wszystko jedno, Francuz zawsze będzie potrafił je dopasować do kroju noszonych przez siebie rzeczy. Jak na niego mało to widowiskowe, ale prawda jest taka, że on nawet w tak prostym stroju zwróci na siebie uwagę. Nie musi nosić sławetnego umundurowania z czasów pierwszej wojny światowej, które się, mimo przeciwności, uchowało i czeka spokojnie na ponowne ujrzenie światła dziennego. Bo Francis ma słabość do krzykliwych kolorów, o tym wypada pamiętać. Ale co mu teraz po nich… Teraz nawet lepiej by było nie rzucać się w oczy.

Opis charakteru:
Bycie Francuzem to nie lada Sztuka. Bycie personifikacją tego narodu jest już niepodrabialną Sztuką, doskonalącą się – wykluczając i tak podniesione, dzięki umiejętności postrzegania historii przez trójkolorowe szkła, do triumfu upadki – przez wieki.
Francuz nigdy nie jest nijaki. Zawsze będziesz wiedział, do jakiego worka wrzucić poszczególny egzemplarz fabriqué en France, to wyjdzie przy Waszym pierwszym spotkaniu. Przedmiot współczucia, nienawiści, uwielbienia, lęku, do wyboru mamy całą, jakże kolorową, paletę emocji. Warto jednak wiedzieć, że brak na niej obojętności. Francuz nie jest, nie był i nie będzie bezbarwny, każdy posiada na tyle złożoną, skomplikowaną, aczkolwiek niezwykle absorbującą, osobowość, że zwyczajnie nie przypnie się mu plakietki z napisem „nijaki”. Łaskawie pomińmy fakt, że Francis to przysłowiowa – może jedna z wielu – bura suka narodów. Francuzów każdy chętnie zrówna z ziemią. A tym samym i całą Francję. Ale to naturalne, że nienawidzi się lepszych.
Nieprzewidywalny, wybuchowy, gadatliwy, zawzięty, praktycznie nieprzetłumaczalny niczym chanson – istna gra stereotypów, absurdów i hipokryzji, wzrastająca oraz doskonaląca się ze stulecia na stulecie. Nie każdy Francuz, a właśnie Francis, będący kolektywnym zlepkiem wszystkiego, tak na dobrą sprawę. Zapewne, zaraz po wyglądzie, w oczy rzucą Ci się jego niecodzienne, wyszukane, nienaganne maniery, wzięte jakby z najdostojniejszych salonów. Trzeba przyznać, że skłonności do przesadnego lubowania się w przepychu były przydatne. Dzięki temu wyniósł sporą ilość cech, które stworzyły postać dla której jest każdy, ale ona już nie jest dla każdego. Jakiś konkret? W obyciu z nowo poznanymi personami Francis jest otwarty i, co może wydać się dziwne, całkowicie rozluźniony. Wynika to zapewne z faktu, że należy do grona osobników pewnych siebie, aż nazbyt dobrze znających swoją wartość. U niego wszystko jest wręcz na wskroś francuskie, każda najbanalniejsza czynność. Można powiedzieć, że pan Bonnefoy zalicza się do obrzydliwych indywidualistów. A co za tym idzie? W dużej mierze jego ignorancja względem cudzego zdania, a niekiedy i potrzeb, ale o tym nieco później. Skupmy się na czymś miłym, nie ma sensu na starcie wywlekać negatywnych cech, n’est-ce pas?
Mało kto wie, że klasycznemu Francuzowi na sercu leżą kolejno: rodzina, ziemia i tożsamość narodowa. Ale wiadomo jak to jest, kiedy przypada ci ten „zaszczyt” bycia personifikacją – z tym pierwszym to trochę krucho. Pozostają więc ziemia i tożsamość narodowa. A to w ogóle nie jest dobre zestawienie, jeśli ma się do czynienia z byłym imperialistą. Duma Francisa z Francji – czyli siebie, tak dokładniej – czasami nie mieści się w dopuszczalnej skali. Oczywiście tej powszechnej, bo jest jeszcze francuska, na której i tak co chwila nabija się nowy rekord. Blondyn jest zapatrzony w siebie, momentami nie widzi świata poza czubkiem swojego własnego, idealnego nosa. Wręcz żyje w przekonaniu, że każdy ma dwie ojczyzny: swoją własną oraz Francję. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jest najlepszy, ogółem mówiąc. A tylko spróbuj zaprzeczyć! W tym momencie musisz przyswoić sobie fakt, że Francuz ma zawsze rację. Francis ma to w sobie zakorzenione tak głęboko, że stał się zwykłym ignorantem. Nie uznaje, że ktoś może być lepszy od niego, coś nie francuskiego lepsze od rzeczy francuskich. I tym podobne przykłady. To najwidoczniej wychodzi poza granice jego przerośniętego ego, nazywając rzecz dosadnie. Poza tym, niespecjalnie przepada za liczeniem się z cudzymi poglądami. Jeszcze jak w jakimś stopniu pokrywają się z jego własnymi – nie jest źle. Pokręci nosem, wymruczy mniej lub bardziej dyplomatyczną litanię słów i najprawdopodobniej współpraca jakoś się ułoży. Problem pojawia się, gdy racje są zupełnie inne. Francis jest oporny, nie znosi przystawania na coś, co w istocie mu się nie podoba i zwyczajnie tym gardzi. Nie okazuje tego zbyt dosadnie – jest formalistą. Pławienie się w skomplikowanej biurokracji to dla niego coś przyjemnego, więc gdy tylko znajdzie jakieś niedociągnięcie, będzie je naginał na swoją korzyść, pozostając tym samym bezkarnym. Ciekawszy i bardziej dyplomatyczny sposób niż rzucanie w siebie mięsem, prawda? Kombinatorstwo zatem spokojnie można mu przypisać. A wracając do wielbienia własnego jestestwa – wypada wspomnieć o tym, że jego stosunek względem własnej świątyni ducha jest dość… specyficzny, jak większość czysto francuskich zagadnień. Zapewne nie widziałby przeszkody, żeby przeparadować w negliżu lub całkowicie nago przez ulice jakiegoś francuskiego miasta. Skłonności do ekshibicjonizmu jeszcze u niego nie stwierdzono, więc spokojnie. To tylko jedna ze skrajności samouwielbienia.
Jego indywidualizm odbija się również na relacjach z innymi. Przypadkowi ludzie nie znający go dokładnie, odnoszą mylne wrażenie. W istocie ciężko z nim wytrzymać, jego zachwyt własną osobą dopiero po dłuższym czasie daje o sobie znać. Najlepiej wiedzą to nacje, które miały zaszczyt obcować z nim mniej lub więcej razy. Upartość Francuza nie zna granic. Wie lepiej, co tu dużo mówić. W końcu jest Francuzem, ma zawsze rację, pamiętaj o tym. Można również pokusić się o stwierdzenie, że zalicza się do niechlubnego grona dwulicowców. Przy okazji wychodzą tutaj na światło dzienne jego znakomite zdolności aktorskie, umiejętność wręcz perfekcyjnego kłamania i ta nieludzka bezwzględność. Zero sentymentów, empatii, a nawet  – w niektórych przypadkach – przeszłości. Wszystko albo nic. Teraz zapewne ciężko uwierzyć, że Francis to realista obdarzony zdolnością trzeźwego myślenia. Ale takie są fakty. Zwykle nastawiony jest pokojowo, wydaje obiektywne sądy. Warto zapamiętać zatem, żeby nie załazić mu za skórę na samym początku. Potem już nie zdążysz, bo zrobi to on, ale zostawmy już te szczegóły. Nie da się zapomnieć, że Francja każdemu kojarzyć się będzie z wszelkiego rodzaju sztuką. Francuzowi nie poskąpiło więc fragmentu duszy typowego artysty. Melancholijne cząstki jego osobowości najczęściej dają o sobie znać w okresie poprzedzającym ważne dla niego daty. Wtedy to staje się rozkojarzony, chodzi z głową w chmurach i ma tendencję do rozprawiania nad czynami dokonanymi lub takimi, na które się jednak nie zdobył. Takie potoczne gdybanie o niczym, oczywiście z francuską klasą. Na chwilę wróćmy jeszcze do wspomnianego wcześniej kłamania. Łgarzy takich jak Francis jest naprawdę mało. Francuski fakt i francuska fikcja to coś, czego zwyczajnie nie odróżnisz, nigdy nie nabierzesz w tym praktyki, nie nauczy Cię tego nawet żaden Francuz. Mówi po prostu z takim przekonaniem i wiarygodnością, że automatycznie nie doszukujesz się kłamstwa. A, niestety, łże dość często. Dla swoich i tylko swoich korzyści. W dodatku przychodzi taki moment, że on sam w ową nieprawdę zaczyna wierzyć. Po części przykre, po części żałosne, ale nie ma po co sądzić – przecież i tak się nie zmieni. A po tym wszystkim pewnie uważasz, że marny z niego kompan… Nie mylisz się. Niezmiernie kocha przebywanie z samym sobą, ale jednak odczuwa samotność, gdy przez dłuższy czas nie ma drugiej osoby do której mógłby otworzyć usta, czy chociażby się przytulić. Potrafi być wierny, ale bardzo szybko zdradza i zwyczajnie nie potrafi potem przeprosić – jego duma jest zbyt wielka. Nie jest mu obce przywiązywanie się, bardzo by ubolewał, gdyby stracił kogoś, na kim mu zależało, ale nie okazałby tego. No, uczuć by nie tłumił, nigdy tego nie robi. Płacz, śmiech, złość i wiele innych – to przecież naturalne. Chodzi o to, że nikomu nie powiedziałby tego w twarz. Jego bliższe oraz dłuższe kontakty z innymi to naprawdę grząski grunt. A mimo to istnieje wąskie grono, które lubi, albo tylko znosi jego towarzystwo i nie narzeka. Owe grono znaczy dla niego wiele, stanowi grupę, której pomógłby bez jakiegokolwiek interesu dla siebie. Chociaż… to również zależy od powagi sytuacji.
Na osobne omówienie zasługuje rozmowa. Tak, dobrze przeczytałeś. Zacznijmy od kwestii języka. Wiesz, francuski – miłosny, najsłodszy, najpiękniejszy, najlepszy. I tym podobna masa różnorodnych, barwnych stwierdzeń. Otóż Francuzi uwielbiają bawić się językiem, dlatego to, co obecnie słyszymy uznaje się za niezwykle rozgadane. Ale musisz przyznać, że gąszcz przyduszonych samogłosek i gardłowych „r” ma w sobie coś magicznego. Więc wypada ten aspekt zacząć od tego, że Francis wręcz kocha mówić. O samym sobie i nie tylko. Sztukę prowadzenia konwersacji mógł doskonalić od bardzo dawna – salony Ludwika XIV, kafejki literackie, przechadzanie się uliczkami i uprzejme zagadywanie przechodniów. Zapewne te wieki ćwiczeń sprawiły, że aż chce się z nim rozmawiać. Pomińmy już te dobre maniery przy pierwszym spotkaniu. Jego głos ma niezwykle przyjemną barwę, która składa się na jeden z unikalnych czynników wręcz hipnotyzujących rozmówcę. Przekonasz się o tym, wszystko w swoim czasie. Możesz być pewien, że Francis będzie chętny do każdej dyskusji. Przez luźne do politycznych i filozoficznych, francuska wszechstronność nie zna granic. Musisz wiedzieć jednak, że czasem ciężko będzie Ci dojść do słowa. Jego Wspaniałość przegadałby zapewne każdą przekupkę na targu. Krócej mówiąc – papla czasem aż za dużo. Jakim sposobem kontroluje się na tyle, że nie można go za słowa przyprzeć do muru? To zapewne pozostanie tajemnicą już na zawsze. Lepiej dla niego, bo wtedy wyszedłby na wierzch jego wewnętrzny tchórz. Tak, możesz to podpiąć ten słynny dowcip mówiący o biegach we francuskich czołgach oraz wiele, wiele innych. Chociaż większość z nich to nie kawały, a szczera, najszczersza prawda. Niestety… Tak, jest okropnym tchórzem, będzie zaprzeczał, ale świat swoje wie. Jeśli chodzi o walkę, gdzieś głęboko nadal tkwią w nim te imperialistyczne cząstki osobowości, ale w ogóle tego nie widać na zewnątrz. Wręcz odrzuca go przemoc. Wojaka z niego nie zrobisz, choćbyś na głowie stawał. Ale jest rozgarniętym, trzeźwo myślącym typem, lubi planować – taktyk jak się patrzy. Tylko lepiej nie dopuszczać go do bezpośredniej realizacji jego własnych przedsięwzięć. Od razu można by je wówczas zaliczyć do nieudanych.
Jedzenie. Tak, z pewnością zasługuje na wymienienie i zalicza się do czysto francuskiego całokształtu. To kwestia, której wszyscy tutaj wręcz hołdują. Nawet nie śmiej się kłócić, że gdzieś zjesz lepiej niż we Francji, bo to zwyczajne bzdury. Ponad tysiąc gatunków serów, przynajmniej tak się szacuje, i dziesięciokrotnie większe spożycie wina od przeciętnego Amerykanina na osobę, nawet nie mów, że to nic nie znaczy, do czegoś zobowiązuje. Tutaj konsumpcja nie jest zwykłą potrzebą, tylko zabawą. A może i nawet sakramentem. Nie ulega wątpliwości, że kuchnia francuska to idealny dowód narodowej tożsamości. Francuzi odprawiali przy niej istne misteria od tysiącleci, a Francis z uwagą się temu przyglądał, sam też brał czynny udział. Co to dało, pytasz? Znakomitego kucharza! I to już nie są przechwałki, tylko czysta, w ogóle nie przekoloryzowana prawda. Zapewne potrafiłby przyrządzić pożywny, znakomity substytut z niedopałków cygar i pustych pudełek po zapałkach. Z takimi umiejętnościami się nie kłóci. A jeśli chcesz nauczyć się kilku soczystych francuskich przekleństw, powiedz, że nie smakuje ci jedzenie lub jakikolwiek inny wyrób nie spełnia wymaganych kryteriów. Ale to już na własną odpowiedzialność.
Wypadałoby jeszcze wspomnieć o kilku istotnych sprawach. Pierwszą jest fakt, że Francis zalicza się do typów niezwykle pamiętliwych. Może wybaczyć, ale nigdy nie zapomina. Mścić się też może, ale nie musi. Wszystko zależy od powagi sytuacji. Niespecjalnie zdrowe podejście, ale chcąc nie chcąc trzeba je zaakceptować. Wypada napomnieć również o iście francuskim stylu pracy, do której Francis niespecjalnie się kwapi. Jako siła fizyczna mógłby się co najwyżej ośmieszyć, jeśli być szczerym. Najlepiej nadaje się do typowo kobiecych zajęć. Zajmowanie się domem, gotowanie, szycie, sprzątanie i tym podobne. Dla Francuzów nie liczy się doświadczenie. Najistotniejsze jest zarządzanie swoją pracą. Przykład typowo francuskiego podejścia, sprowadzającego się do wyniosłego ignorowania dobrych rad ze strony kogokolwiek, bo to Francuz wie lepiej. Masz masę doświadczenia, a nie dysponujesz papierami? Po co w ogóle jeszcze tu stoisz, przecież się nie liczysz. Oczywiście inaczej sprawa się ma, jeśli nad Francuzem wisi jakaś nieprzyjemna kwestia. Karabin na przykład. Ale to tylko przykład. Tak, zwykły przykład. Swoją drogą, w pracy Francisa więcej by było przerw, aniżeli samych konkretnych zajęć. Taki szczegół.
Nadal nie rozumiesz istoty bycia Francuzem, prawda? Ale to dobrze. Oni są skazani na abstrakcyjność, życie we własnym świecie, postrzeganie świata i historii po swojemu.
Vive la France! Czy coś w tym stylu.

Krótka historia po wojnie:
Oh, la vie est foutue.
Co tu dużo opowiadać… Ortodoksyjni frankofile nie mają powodów do radości, a tym bardziej sam Francis. Już w trakcie wojny niemieccy bracia dyszeli mu za plecami, zdążyli mu się przejeść już wtedy. I naprawdę było nie do przewidzenia, że Francja upadnie. Oczywiście Francuz wierzył w siebie do końca – dobra wiara, odsłona pierwsza – i niezwykle ciężko było mu przetrawić fakt, że od tak ma zostać częścią Rzeszy. Ale wznoszenie burd w ramach sprzeciwu byłoby złym rozwiązaniem. Chyba tylko dzięki iście francuskiemu stylowi walki i Genialnemu Sojusznikowi wielu Francuzów ocaliło życie, za ważne zabytki spokojnie stoją w jednym kawałku. Przyozdobione niegustownymi, charakterystycznymi flagami, ale stoją. Oh, putain, kogo tu oszukiwać – nigdy nie pisał sobie tak żałosnej przyszłości.
Ujmując wszystko w wielkim skrócie – Francuz złapał dość głębokiego doła. Nawet nie miał ochoty winą za wszystko obarczać Anglii (!), gdyby mógł, w ogóle nie oglądałby obecnie żadnych personifikacji.  Trzeba przyznać, że zrobił się bardziej melancholijny, ale nie zaszywa się po kątach. Woli socjalizować się z szarym społeczeństwem. Ale la Marseillaise śpiewana po kątach jednym ze świadków, że tożsamość narodowa Francuzów ma się bardzo dobrze. Bo oni wszyscy potrafią grać i na ogół grzecznie współpracują z okupantami. Właściwie ciężko by było przy tworzeniu ruchu oporu, gdyż mania chronienia własnych czterech liter prowadziłaby do wydawania w ręce wroga członków organizacji. Taki przykry, realistyczny minus. I lepiej brać go pod uwagę, jeśli już planować działania konspiracyjne. Część byłaby za, część przeciw. Nie trudno się domyślić, po której stronie stanęłaby personifikacja.

Relacje:
Ameryka
A taki by był piękny, duży departament zamorski… Ale wyszło jak wyszło. W każdym razie do dziś kręci nosem na Alfreda i ciężko stwierdzić, czy jest w jakiś sposób urażony, czy zawiedzony jego samodzielnym – wstrętnym i błędnym, przy okazji – wyborem. Ostatecznie marzenia o francuskiej Ameryce upadły wraz z traktatem paryskim. Gdyby Francis nie był sobą, nie gdybałby nad tym, co mogłoby się stać, gdyby miał na tych terenach więcej do powiedzenia. Ale zostawiając to na boku… Istotnym epizodem jest pomoc w uzyskaniu małolatowi niepodległości. Niespecjalnie korzystnie wpłynęło to na ówczesny francuski budżet, ale to akurat można sobie darować. Potem już każdy szedł swoją drogą. W sumie Francis nie ma większych powodów, by go nie lubić. I właśnie bardziej skłania się ku temu lekkiemu „lubię”. Bo co ma do stracenia? A że Alfred w jego oczach i tak nadal jest przerośniętym dzieckiem, które ktoś powinien kontrolować… oj tam, oj tam.

Anglia
Każdy wie, jaka jest ta relacja. Nie znoszą się. Koniec.
Że za mało, tak?
No dobrze. Zacznijmy od tego, że Arthur mógł łaskawie w ogóle nie pojawiać się na świecie. A skoro już się pojawił, mógłby znaleźć sobie jakiś Cosy Corner i łaskawie z niego nie wychodzić. Od początku się nie układało, od początku coś było źle i cały czas na dobrą sprawę tak jest. Arthur nie lubi Francisa, Francis nie lubi Arthura, każdy zdołał już to przyswoić. Ich wspólna – obfita na dobrą sprawę we wszystko, od konfliktów po sojusze – przeszłość ma do siebie to, że wyłazi na wierzch zbyt często, wymierzając im obu siarczysty policzek. Nagminnie Czasami sprawia, że ku uciesze gapiów pookładają się czym popadnie. Aż dziwne, że naziści jeszcze nie urządzają sobie wieczorków kabaretowych z taką atrakcją jako główną. Naprawdę, ich stosunek do siebie w ogóle się nie zmienił. Można powiedzieć, że ich wzajemna niechęć i rywalizacja to już taka tradycja. Jeden drugiemu robi pod górkę, podstawia nogę, mąci za plecami oraz tym podobne rzeczy. Albo są tak różni i nie potrafią znaleźć wspólnego języka, albo tak podobni i nie są w stanie przetrawić tego faktu. Niechże wreszcie osądzi historia. A po tym osądzie Arthura może trafić szlag. Rosbif jest za blisko, zbyt często się pojawia, chociaż ostatnimi czasy jest spokój. Ach, i nie można zapomnieć, że większość niepowodzeń, które spotkały Francję to wina Anglików. Chociażby taka wyprawa Napoleona na Moskwę. I wiele innych. Tak. Ils sont fous, ces Anglais. Tak Francuzom wchodzić w drogę i uprzykrzać życie.

Hiszpania
Przyjaciel, wróg, sąsiad, kompan? Znają się dość długo, a mimo to Francis do teraz niespecjalnie wie, jak to między nimi jest i na jakich zasadach. Bo, bądźmy szczerzy, relacja wielokrotnie była nadszarpywana. Ze strony francuskiej, ale to tak nieistotny szczegół… Mają wiele wspólnych rzeczy, które ich łączą. Ale i takie, które ich dzielą. Mimo historii, która momentami wcale nie wróżyła na pomyślną przyszłość, lubią się. Wychodzi na to, że każdy potrzebuje kogoś pozującego na przyjaciela. Antonio najwidoczniej ma tę cudowną cechę, że potrafi wybaczać. I jest z deka nierozgarnięty, ładnie mówiąc, co Francisowi daje całkiem ciekawe, aczkolwiek niechlubne, pole do popisu. Nie zmienia to faktu, że są ze sobą silnie związani

Kanada
Kolejny przykład, jak przegrać w życie po francusku. Anglia, traktat paryski, każdy kojarzy klimaty. Francis wychował Matthew bardziej jak ojciec, aniżeli starszy brat. Zostawił mu religię, kulturę tradycję, język, a potem oddał Arthurowi. Niezbyt piękne zakończenie, prawda? Inaczej się nie dało, a poruszanie tego tematu dziś wywołuje nieodpartą chęć duszenia gołymi rękoma grubobrewej kreatury zza La Manche tak długo, dopóki nie wyrzęzi całej Marsylianki. Z odpowiednim akcentem. Ale to już zupełnie osobna historia. Co nie zmienia faktu, że to wszystko jest winą Anglii. Niezaprzeczalnie Kanadyjczyk będzie zaliczał się do tych, którzy dla Francisa są cały czas ważni. No i go bez problemu widzi. To też sukces, prawda?

Prusy
Mieli mało powodów, by za sobą przepadać. Jakiś czas temu można by mówić o sentymentach, żeby uzasadnić ich trzymanie się razem. Możliwe nawet że istniała jakaś nić sympatii. Ciekawe, na czym się trzymała – zestawienie charakterów obu panów jest dość toksyczne. Ale mniejsza. Teraz Francis szeroko by się uśmiechał na pogrzebie Gilberta. No naprawdę, nie sposób się nie zorientować, dlaczego. Irytujące, głośne, a w dodatku nie potrafił wychować brata. Jeszcze jakby jakoś kiwnął palcem na poczynania Ludwiga to może miałby do niego jakiś szacunek. Prusak zasługuje tylko na wzgardę.

Rzesza
Merde, ma przecież osobny podpunkt, nie zasługuje na podwójne wspominanie.

Relacje wyjściowe – do rozwinięcia. I uzupełnienia.
Jak ktoś wybitnie chce się tu znaleźć, za drobną opłatą przyjmuję zgłoszenia.
Naszycie na bieliznę propagandowej plakietki ze swastyką gratis.


Plany, cele:
» Pozostać Francuzem, to przede wszystkim. No wiesz, język, historia, kultura. Na razie po kątach i sporadycznie, ale potem… Kto wie, do czego poczucie tożsamości narodowej może doprowadzić.
» Nie rzucać się w oczy, po prostu grzecznie egzystować sobie w społeczeństwie i udawać, że robienie laski służenie okupantom to najprzyjemniejsza rzecz świata.
» Jakkolwiek odbić sobie powyższe, gdy nadarzy się sposobność. Ale bez przesadnej zabawy w bohatera, którym nie jest. Zza czyichś szerokich, mocnych barów najlepiej.
» Jeśli już do jakichś działań przeciw Rzeszy dojdzie, niepodległość byłaby wręcz pożądana.
» Miło by było, gdyby gdzieś po drodze, całkiem specjalnie przypadkiem coś trafiło Anglię. Chociaż to bardziej marzenie niż plan, ale zawsze warto wspomnieć.

Stosunek do Rzeszy:
Z Ludwigiem łączy go chyba jedynie skłonność do imperializmu, nic więcej. Francis zdaje sobie sprawę, że to, co jest obecnie prędzej czy później upadnie. Nie dał rady Napoleon, nie da rady nikt inny, koniec, kropka. I jaki niby może mieć stosunek do tego… tworu? Właściwie, to odkąd się poznali, nie był zbyt różowo. Francis okazał się bardziej „pokojowy”, jeśli bawić się w szczegóły. Na swój francuski sposób, zapewne dla Niemca niezrozumiały. Jeden chciał być lepszy od drugiego i jeden z nich chyba ową wyższość w końcu udowodnił. W żaden sposób go to nie boli, chociaż… wróć, jednak boli. Bardzo. Ciężko stwierdzić, którą część francuskiego ciała najbardziej. Nigdy nie pisał sobie takiej przyszłości, zatem można uznać, że Rzeszy nie znosi. I ta niechęć z dnia na dzień, z roku na rok się pogłębia.
Pewne jest jednak, że Francuz jawnie nie będzie mu się przeciwstawiał. Od początku był pod drugiej stronie barykady, ale wie, że jest za słaby, by pozwolić sobie na zbytnie wychylanie się. Można określić, że oficjalnie panuje sucha dyplomacja. Co dla Kraju Miłości jest dosyć nieprzyjemne i dużo kosztuje, tak na marginesie. Ale będzie grał, póki będzie to koniecznie. Po wszystkim wzgardzi nim tak, jak on wzgardził wszystkimi.
Ale załóżmy, że Rzesza upada. Francis najprawdopodobniej dostałby jeszcze większego… świra, nie da się tego inaczej określić, niż po I wojnie światowej. Wisze, rzucenie na kolana, zero możliwości odzyskania nawet niewielkiej cząstki obecnej potęgi. Po prostu pozostawić tak słabymi, żeby nigdy już nie mogły zagrozić Francji. A jak dużego odszkodowania za doznane wszelakie krzywdy domagaliby się Francuzi? Przypuszczalnie znacznie więcej niż pomyślałeś.
Tak poza tym, Szwabstwo oraz wszelakie utyte oficerstwo i reszta elity nie mają co na Francję narzekać. Znakomita kuchnia w nienagannie przystrojonych restauracjach, świetne widoki i cała masa maisons de tolérance z urokliwymi mademoiselles. Khm, bardziej już się chyba podlizać nie można, khm.

Inne:
» Jeśli usłyszysz lub zobaczysz gdzieś określenie „pierwsza córa Kościoła”, wiedz, że mowa o Francji.
» Ruletka – na wskroś francuska gra. Wynaleziona została w XIX wieku, zaś rok 1842 przyniósł ze sobą otwarcie pierwszego kasyna w Monte Carlo. Jeśli wierzyć legendzie, zawitał tam sam diabeł i podzielił się z właścicielami bardzo przydatną wiedzą, a mianowicie tym, jak oszukać przeznaczenie.
» W te drogie i bardziej ekstrawaganckie ubrania oczywiście się cały czas ubiera. U siebie. Gdy nigdzie nie wychodzi. Można wtedy udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Całkiem przednia zabawa.
» Co powiedział mer Paryża do niemieckiego dowódcy, gdy wojska III Rzeszy wkroczyły do miasta? „Stolik dla stu tysięcy, proszę pana?”
» Ponoć francuskie poczucie humoru jest denne. Ale to każdy oceni indywidualnie
» Francuska Riwiera to dla Francuzów tylko i wyłącznie Lazurowe Wybrzeże. Ta pierwsza nazwa jest wymysłem anglosaskim. Gdybyś zapytał potencjalnego mieszkańca Francji o nie właśnie tym zwrotem, to niekoniecznie z niewiedzy udałby, że nie wie o co chodzi. W grę wchodziłaby czysta złośliwość. Angielska ksywka przyczepiła się do niego tylko dlatego, gdyż w okresie międzywojennym – co bogatsi – Anglicy wręcz tam pielgrzymowali.
» Gdyby częstotliwość stosunków płciowych mierzyć mówieniem o nich, Francuzi zajęliby zaszczytne pierwsze miejsce we wszechświecie.
» Dlaczego wokół Pól Elizejskich posadzono tyle drzew? Żeby Niemcy mogli spokojnie paradować w cieniu!
» Określeniem „Żabojady” raczono nie tylko Francuzów. W XIV wieku nazywano tak Holendrów, którzy zamieszkiwali podmokłe tereny.
» Francuskim sportem narodowym jest polityka. Gdy wplata się w dyskusję – w górę ton głosu i pięści! A potem meble, towarzysze dyskusji, więcej mebli… Tak, dyskusje polityczne są tu chyba najbardziej żywe ze wszystkich. Niekoniecznie to bezpieczne, no ale cóż…
» Dopiero teraz żałuje, że wieża Eiffla jednak nie została rozebrana i ciśnięta na złom. Przez wiszące nań obecnie sztandary robi mu się niedobrze.
» Kalendarz rewolucyjnej Francji to dosyć ciekawy wymysł. Dwanaście miesięcy po trzydzieści dni plus pięć dni świątecznych i sześć w roku przestępnym. Pomińmy już detale typu septembre dziewiąty w kolejności – każdy dzień nazywał się inaczej. Przykładowo, słynny 14 lipca to szałwia, 1 luty to brokuł, a 20 grudnia łopata. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że pijani okupanci nie wpadną na genialny pomysł przywrócenia go.

Major Spoiler może i przewidział to wszystko.
Ale ja wiem lepiej.
Wizja ostateczna będzie w barwach mojej tricolore.

W ramach napisów końcowych:
Francja
Francja

Female Liczba postów : 10
Join date : 24/05/2015

Powrót do góry Go down

Vive la Républi... la France! Empty Re: Vive la Républi... la France!

Pisanie by Führer Nie Maj 24, 2015 5:09 pm

*odkurza kulturalnie stempelek od akceptowania, a tu nagle napisy końcowe*
W sumie to na początku powinnam uprzedzić, że nie potrafię pisać kart.
Chyba żartujesz, ta karta jest bezbłędna. No, prawie bezbłędna.
Wręcz odrzuca go przemoc.
Jeśli tak, to podczas rewolucji francuskiej najwyraźniej zapomniał o tej stronie swojej osobowości.
I do relacji z Kanadą mam niewielkie zastrzeżenia, ale o tym napiszę Ci na PW. Poza tym karta pierwszej klasy, aż miło czytać. Akcept.
Führer
Führer
Mesjasz Niemieckiego Narodu

Male Liczba postów : 47
Join date : 26/01/2015
Skąd : Z Equestrii.

https://aph-die-neue-ordnung.forumpl.net

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach